Ośrodek w którym spaliśmy był w porządku. W pokoju mieliśmy wszystko czego mogliśmy potrzebować, a nawet więcej (zmywarka?). Oczywiście jak już się zadomowiliśmy, pokój wyglądał jeszcze lepiej. Mogliśmy pojeździć na dechach testowych, więc stały dosłownie wszędzie. W apartamencie używaliśmy jeszcze eh’owego trickboarda i gyroboarda, jeśli ktoś miał jeszcze siłę. Mieliśmy też dostęp do basenu i sauny, co jest fajną opcją po dniu na stoku. Samo miasteczko było strasznie malownicze, a z wyciągu wyglądało wręcz jak pocztówka – garść budynków rozsypanych w dolinie, otoczonej ze wszystkich stron ośnieżonymi górami.Każdego ranka ziomek w fullcapie przynosił nam do apartamentu świeże bagietki. Kiedy jest się stale głodnym, to nie ma nic milszego niż być obudzonym jedzeniem. Na podobnej zasadzie dostawaliśmy obiady. Było to maksymalnie wygodne, z tym minusem, że trzeba było pozmywać. Pewnie gdybyśmy potrafili włączy zmywarkę byłoby łatwiej.Stoki były zazwyczaj dobrze przygotowane. Tras było naprawdę dużo, od łatwych po trudne. Z pogodą było różnie, ale i tak najbardziej wbiły mi się w pamięć te słoneczne dni. Na śniegu ćwiczyliśmy technikę, postawę, skręty i buttering. Poznaliśmy też niesamowitą moc videocoachingu. Acker codziennie nas kręcił i podczas wieczornych spotkań analizowaliśmy nagrania. Większość ludzi w czasie jazdy miało w głowie głos mówiący: „Ale ja niesamowicie jadę. Ale muszę fajnie wyglądać.”, a dopiero po obejrzeniu filmów dostrzegała wcześniej wytykane błędy i rozumiała do końca wskazówki instraktora.Dużo czasu spędzaliśmy też w parku. Było tam sporo boksów: prostych, rainbowów, łamanych, więc było się na czym pobawić. Oczywiście też skakaliśmy. Dobrą opcją był wypad do Val Thorens gdzie większość czasu przesiedzieliśmy na hopach.Wieczorem, oprócz filmów ze stoku, słuchaliśmy mądrych wykładów, oglądaliśmy filmiki instruktażowe i zajawkowe produkcje.Ostatniego dnia były kontesty: olek, jibu i zjazd na krechę. Powiedzieć o rywalizacji, że była zacięta, to stanowczo za mało. Jeden z zawodników wziął „krechę” mocno do siebie i wyhamował dopiero poza trasą.Podsumowując, w czasie obozu panowała totalnie przyjazna atmosfera. Na stoku i poza, czas mijał słodko. Każdy, bez wyjątku, zrobił progres. Wszyscy wrócili do domu z gadżetami od eh, lepszymi umiejętnościami i mega wspomnieniami.
Tak ekipa EH bawiła się w Valloire
04-03-2013
EHschool